Kazimierz namalowany
Tym razem to kolorysta Władysław Filipiak nadaje ton wnętrzu M6 na Żurawiej. Pokazywane prace tego artysty z lat 70. XX wieku pochodzą ze zbiorów własnych.
Spotkaniu na temat Filipiaka towarzyszyła barwna opowieść o historii znajomości z malarzem, opowiedziana przez Janusza Michalika.
Kazimierskie fascynacje
Jako kilkuletni chłopiec bawiłem się s czasie wakacji w Kazimierzu Dolnym z gromadą rówieśników, wśród których było paru Filipiaków. Moja babcia wynajmowała tej rodzinie pokój. Dość dobrze pamiętam mamę Filipiakową, niezbyt urodziwą, ale zawsze uśmiechniętą kobietę. Z rzadka dojeżdżał z Lublina tata, prosty rzemieślnik, twardy i jakby wyciosany z kawałka dębu. Była to rodzina niebogata, ale kochająca się i jak na tamte czasy – szczęśliwa. Jakby w tle majaczyła postać stryja Władysława, znanego malarza, wspominana mimochodem, postać, wydawało się, z innego świata. I właśnie w czasie, kiedy hasaliśmy z młodymi Filipiakami po lesie, doszła do nas wiadomość o wystawie stryja. Poszedłem.
Była to zapewne moja pierwsza w życiu wizyta na wystawie malarstwa. Patrzyłem bez przygotowania, bez uprzedzeń, czystym spojrzeniem chłopca. I bardzo mi się podobało. Do dziś mam w pamięci uproszczone widoki Kazimierza, często malowane na szarym, niezagruntowanym, płótnie. Kreski, które sugerowały postaci ludzkie, dachy domów, układały się w jakimś niemal muzycznym rytmie. Muzycznym, bo byłem uczniem szkoły muzycznej i z muzyką miałem do czynienia na co dzień. Ale ze sztuką plastyczną na poziomie profesjonalnym nie miałem wcześniej kontaktu. Był to koniec lat pięćdziesiątych XX wieku.
***
Rodziny obu Filipiaków nie utrzymywały ze sobą stosunków. Władysław Filipiak stał się znanym artystą, uznanym malarzem, osobą popularną i lubianą w Lublinie. Dzięki swym zdolnościom, pracowitości i uporowi wyrwał się dość wcześnie z ulicy Krochmalnej, z okolic Cukrowni Lubelskiej, gdzie dzisiaj stoi nowoczesny stadion sportowy.
Początki jego kariery artystycznej to nauka w Wolnej Szkole Malarstwa i Rysunku im. Ludwiki Mehofferowej w Lublinie w latach 1927-1930, której kontynuacją są studia w Krakowie w pracowni Zbigniewa Pronaszki. Po powrocie do Lublina około roku 1932, Filipiak wraz z młodą żoną, Marią Jaworowską, pracuje intensywnie prezentując swoje prace na licznych wystawach. Powrót do rodzinnego miasta zbiega się z osobistą tragedią – Maria umiera. Artysta rzuca się w wir pracy zarówno twórczej, jak i organizacyjnej. W 1935 r. żeni się po raz drugi z Jadwigą Chmielewską, popularną Jagą, artystką, która staje się inspiratorką i modelką męża. W 1936 r. Filipiak przyczynia się do powstania i zarejestrowania Lubelskiego Związku Polskich Artystów Plastyków zostając jego pierwszym prezesem. Natychmiast po zakończeniu działań wojennych w listopadzie 1944 r. mianowany jest też na krótko sekretarzem Zarządu Głównego ZPAP do momentu przeniesienia stolicy do Warszawy.
***
Już w latach czterdziestych ub.w. Filipiak odkrywa uroki Kazimierza Dolnego. Tam też wywozi swoich uczniów z Liceum Plastycznego w Lublinie na wakacyjne plenery. W trakcie pobytów w miasteczku mieszka głównie w willi Pruszkowskiego, a w jej piwnicach buduje łódź żaglową „Babę Jagę”.
Żaglówka Filipiaków, a ściślej Jaga Filipiakowa opalająca się na żaglówce, stała się atrakcją miasteczka.
Jaga była urodziwą i zgrabną kobietą. Żeglując po Wiśle nie ubierała się bogato, a często w dni upalne nie ubierała się wcale. Wtedy ten, kto miał lornetkę, biegł na brzeg rzeki, by podziwiać umiejętności żeglarskie pięknej pary. Łódka stała jednocześnie niezwykle inspirującym, ruchomym miejscem do pracy twórczej. Na jej pokładzie powstało wiele wspaniałych kazimierskich pejzaży malowanych z perspektywy Wisły.
W latach 70. Filipiakowie mieszkają w Kazimierzu niemal na stałe, coraz rzadziej wracając do swego pięknego mieszkania na ul. Chopina w Lublinie. W tym okresie twórczość Filipiaka staje się znowu pogodna i kolorowa. Zrywa z malarskimi eksperymentami formalnymi i kolorystycznymi. Jest malarzem w pełni dojrzałym, pewnym swych umiejętności, z umiarem wprowadzającym zachodnie nowości, które widział w czasie kilkutygodniowego pobytu w Amsterdamie w 1956 r., i które coraz intensywniej wpływały wtedy na twórczość polskich artystów.
W 1976 r. w siedzibie Związku Polskich Artystów Plastyków w Lublinie, podczas wręczania mu złotej odznaki zasłużonego dla ZPAP, Władysław Filipiak niespodziewanie umiera. Jakże to podobne do śmierci d’Artagnan’a w momencie, gdy dostarczono mu buławę marszałkowską. Pięknie opisał to Aleksander Dumas w powieści „Wicehrabia de Bragelonne”.
***
Na początku lat 80. ub.w. dowiedziałem się, że Jaga Filipiakowa mieszka nadal w Lublinie. Dotarłem do niej przez wspólnych znajomych. I oto nagle, niemal 30 lat po pierwszym zetknięciu się z malarstwem Filipiaka, znalazłem się na Chopina 22 w mieszkaniu nr 9. Pani Jadwiga okazała się drobną, uśmiechniętą, starszą panią. Przyjęła mnie kompotem. Otworzyła drzwi pracowni.
Całe pomieszczenie wypełniały obrazy. Mogłem oglądać, szperać, przestawiać. Wybrałem dwie prace olejne i jedną akwarelę. Wszystkie dotyczyły Kazimierza. Pertraktacje cenowe trwały długo i musiałem czekać, aż pani Filipiakowa skonsultuje się z przyjaciółmi. W końcu, bez wielkich targów, kupiłem. W ramach premii dostałem w prezencie „Portret Jagi” z 1943 roku i rysunek kolorowany „Kąpiąca się” z 1948 r.
Janusz Michalik
Konsultacja: prof. Lechosław Lameński