Pierwsza wyjazdowa wystawa galerii sztuki spa spot w Warszawie
„Sobie, nam” to tytuł wystawy malarstwa Janusza Michalika zorganizowanej z okazji 75. urodzin artysty. Po raz pierwszy w swej blisko 10-letniej historii galeria sztuki spa spot prezentuje prace nie w swojej siedzibie w Nałęczowie, ale na wyjeździe w Warszawie. W prywatnym wnętrzu w centrum stolicy można oglądać dorobek Janusza Michalika dokumentujący różne etapy jego twórczości.
Organizacja wystawy w nowym wnętrzu, w zwykłym mieszkaniu w Śródmieściu, była dużym wyzwaniem. Tym większa satysfakcja z osiągniętego efektu. 35 obrazów z różnych cykli tematycznych podjętych przez Janusza Michalika zdominowało przestrzeń, nadając jej artystyczny wymiar. W warszawskim wnętrzu będziemy zapewne gościć dłużej, być może O nas.
Dlaczego „Sobie, nam” , wyjaśnia Janusz Michalik
Pod koniec ubiegłego, 2019 roku, pomyślałem, że uczczę moje 75 urodziny własną wystawą. Miałoby to odbyć się w końcu lutego 2020 roku. Aby znaleźć się bliżej potencjalnych widzów, planowaliśmy urządzić wyjazdową sesję naszej nałęczowskiej galerii sztuki spa spot w Warszawie. Nie udało się. Najpierw okazało się, że przewidziane obrazy wiszące w domu lub w pracowni nie wytrzymują konfrontacji z pustym, ascetycznym wnętrzem wielkomiejskiego mieszkania i wymagają poprawek. Te ciągnęły się w nieskończoność. A potem wybuchła pandemia.
Powoli przygotowywałem obrazy, często przemalowując je niemal całkowicie, aż zebrało się niemal 40 prac. Uświadomiłem sobie również, że mój pomysł nie jest nowy i że kopiuję Jacka Sempolińskiego, który również na swoje 75-lecie urządził wielką wystawę „A me stesso” w Zachęcie. Zarówno skala, jak i waga przedsięwzięcia są nieporównywalne, jednak zbytnio narzucało się podejrzenie o trywialne, choć podświadome naśladownictwo.

Janusz Michalik. 21 NOV. Olej na płótnie
I oto nadszedł listopad, a wraz z nim imieniny moje i, tego samego dnia, urodziny Magdy, mojej żony. Już nie sobie robię wystawę, ale nam. Magda jest zawsze pierwszym odbiorcą mojej „produkcji”, często jedynym. Jej krytyka jest ostra, konkretna, pozbawiona czułostkowości. Ale czasem również wyciąga z jakichś zakamarków moje stare prace, o których zapomniałem i w których ona dostrzega zalety lub potencjał godny rozwinięcia. Staje się świadkiem i współtwórcą mojego malowania. 21 listopada jest więc nowym dniem „otwarcia” wystawy, a eksponowany tam obraz „21 NOV” staje się jej obrazem przewodnim.
Malowanie jest trudną i wymagającą kochanką. Żąda wiele dając w zamian porywające i niestety, krótkie jak błyskawica, chwile ekstazy. Najczęściej te chwile nie mają związku z „jakością”. To egzaltowany zachwyt, który najczęściej szybko znika, ustępując miejsca rozczarowaniu. Można nawet rzec, że dzieje się tak zawsze. Ponieważ zwykle nie niszczę z wściekłością moich nieudanych prac (nie zostałoby nic), to zaczyna się wtedy poprawianie, ulepszanie, również w myślach, długo po odejściu od sztalug. To dlatego uważałem zawsze malowanie za zajęcie zajmujące. Zajmujące myśl i pozwalające na zapomnienie. Nie znam lepszego sposobu na pozbycie się natrętnych wspomnień i kłopotów. Być może dlatego zacząłem malować w złym dla mnie czasie, gdy atak złych myśli był szczególnie dotkliwy. Wyniki tamtych prób malarskich były żenujące, ale były ratunkiem. Bywa, że w chwilach wielkich rozczarowań i kłopotów malowanie jest ratunkiem i teraz. Niemal wszystkie obrazy rodzą się w bólach. Z początkowego pomysłu nie zostaje nic. A może jest raczej tak, że zaczynam naprawdę bez pomysłu i ten rodzi się dopiero w trakcie pracy. A zaczynam dlatego, by malować. Cokolwiek.
Myślę, że malarstwu zawdzięczam poczucie pewnego uspokojenia,
dystansu do rzeczywistości, do ludzi, uniezależnienia
– Janusz Michalik
Zwykle pracuję z kilkoma płótnami naraz, etapami. Przerwy bywają często bardzo długie, trwają nawet miesiącami. Dopiero, gdy wielokrotne oględziny nie powodują ścisku w żołądku, decyduję się na „próbę ściany”, czyli wyciągnięcie obrazu z pracowni i powieszenie go w domu. „Próba ściany” również jest wielokrotna, aż w końcu powoli przybywa prac, które uważam za znośne. W większości wiszą one obecnie na wystawie „Sobie, nam” w Warszawie. I już wiem, że jedynie duża odległość między miejscem wystawy, a pracownią w Kazimierzu Dolnym ratuje te obrazy przed dalszymi poprawkami.
Cieszę się, że znalazłem taką pasję. Mimo wielu trudnych chwil zniechęcenia i rozpaczy. Myślę, że malarstwu zawdzięczam poczucie pewnego uspokojenia, dystansu do rzeczywistości, do ludzi. Uniezależnienia. A i kochanka przestaje trochę wierzgać. Złagodniała. Pozwala dostrzec obok niej również inne piękne i powabne istoty.
I wreszcie malowanie, będąc ciągle ważnym elementem mojego życia, zaczyna się sadowić pośród innych ważnych rzeczy, takich jak naprawa kosiarki, rąbanie drewna czy robienie budyniu.

Janusz Michalik. A cappella, olej na płótnie.
Częścią warszawskiej ekspozycji są obrazy wybrane z cyklu „Słuchając”. Po raz pierwszy były prezentowane w 2013 roku w Nałęczowie na wystawie „Janusz Michalik. Autoprezentacja. Słuchając”.
Zajrzyj do relacji z tej tematycznej wystawy malarstwa Janusza Michalika.
Finisaż wystawy
„Moja rocznicowa wystawa „Sobie, nam” w wersji „pandemicznej” dobiega końca – mówi Janusz Michalik. – W czasie jej trwania od listopada 2020 r. do maja 2021 r. ekspozycja uległa różnym modyfikacjom – wprowadzone zostały nowe obrazy, a przede wszystkim nastąpiła redukcja liczby wystawianych obiektów. Główne zmiany widać na zdjęciach”.